Małgorzata Toll i o czym szumią jej… muszle?

Jedni kolekcjonują kalendarze, inni kartki pocztowe, a są też tacy, którym frajdę sprawia kolekcjonowanie… muszelek. Do tej ostatniej grupy należy tarnowianka Małgorzata Toll, która już ponad 10 lat poszukuje unikatowych „morskich skarbów”, niejednokrotnie znajdując je na dnie jezior i oceanów.

muszla

Kolekcjonowanie rozpoczęła w szkole średniej. Jak sama mówi, tego typu hobby zaraziła ją siostra. – Kolekcjonowała dosłownie wszystko. Moją szczególną uwagę zwróciła jej kolekcja muszelek. Nie była zbyt duża, ale naprawdę piękna. Zakochałam się w nich i sama postanowiłam założyć własną. Jako uczennica liceum, nie mogła pozwolić sobie na zbyt duże wydatki związane z powiększeniem swojego zbioru. W muszle zaopatrywała się najczęściej w… kwiaciarniach, gdzie często można spotkać wazony, w których się znajdują. – Nie pracując, a co za tym idzie, nie zarabiając pieniędzy, przeliczałam każdą wydaną na kolekcję złotówkę. Z czasem jednak mogłam pozwolić sobie na większe „zakupy”. Pomocną dłoń wyciągnął do mnie Jarosław Turek, kolekcjoner z Kalisza, który swego czasu przesyłał mi pokaźny karton z muszlami, w którym znalazły się m.in.: Tibia fusus, Thatcheria mirabilis, Busycon contrarium, czy Argonauta argo. W międzyczasie założyłam w domu Internet. Poznałam mnóstwo kolekcjonerów z całego świata, ale niestety do dnia dzisiejszego żadnego z Tarnowa. Jestem chyba pod tym względem „jedynaczką” – śmieje się pani Małgosia.

Swoją pasję dzieli z mężem Piotrem, z którym mieszka na co dzień w Holandii. Pan Piotr nie ukrywa, że przeprowadzka pozwoliła jego żonie jeszcze bardziej oddać się swojemu hobby. – W Holandii przynajmniej raz w miesiącu odbywają się wystawy, na których prezentowane są muszle z całego świata. Również sami jeździmy po świecie w poszukiwaniu najpiękniejszych egzemplarzy. Zwiedziliśmy już wystawy w Czechach, Niemczech, Francji, Belgii, Indonezji, czy na Filipinach. W większości tych krajów oddajemy się również drugiemu zamiłowaniu, które łączymy z poszukiwaniem muszli, czyli nurkowaniu. Zanurzamy się w wodzie, a naszym oczom ukazują się rozgwiazdy, rybki, żółwie, no i oczywiście ślimaki w przepięknych muszlach. Nigdy jednak nie zabieramy ich ze sobą, aby je ugotować i zdjąć z nich „domek”. Mamy swoje zasady i jeżeli zabieramy z wodnego akwenu muszle, to tylko te, które nie są „zamieszkane” – mówi mąż kolekcjonerki, która od razu dodaje – Tego typu podróże zawsze są wspaniałe i niezapomniane, a niektóre wystawy zapierają dech w piersiach. Zdarza się, że ktoś sprzedaje muszlę za 13 tys. euro! Ceny wydają się być z kosmosu, ale tego typu egzemplarzy jest na rynku bardzo niewiele, więc i cena musi być odpowiednia. Ale nabywców nawet na takie skarby nigdy nie brakuje…

WARTO PRZECZYTAĆ:   Będzie, będzie zabawa!

muszle3

Pani Małgosia pytana o to, ile muszli ma w swojej kolekcji odpowiada z uśmiechem na twarzy – Tysiące! Największą frajdę sprawia mi zbieranie tzw. porcelanek. Mam ich ponad 50 gatunków w swoich zbiorach. Moje szafy są przepełnione muszlami. Na obecną chwilę nie ma możliwości, aby dokładnie je zliczyć. Mam muszle, których wielkość wynosi około 80 cm, ale zdarzają się też takie, które widoczne są tylko pod… mikroskopem. Zbieram również znaczki pocztowe, na których znajdują się muszle. Kiedy byłam na jednej z wystaw w Paryżu, pewien Anglik wyprzedawał swoją kolekcję właśnie tego typu znaczków. Kupiłam ją od niego i tak zaczęłam swoją przygodę. Dziś sama posiadam ponad 2,5 tys. sztuk. Każdy ze znaczków jest inny. Nie mam w swoich zbiorach podwójnych egzemplarzy.

Obecnie tarnowianka skupia się na odpowiednim skatalogowaniu swoich zbiorów oraz poszukiwaniu brakujących egzemplarzy, jak chociażby Cypraea fultoni, o której marzy od lat. Nie ukrywa również, że z miłą chęcią ukazałaby swój liczny zbiór muszli na wystawie, o ile udałoby się ją zorganizować na terenie Tarnowa. – W Holandii wystaw jest mnóstwo. W Polsce zdecydowanie mniej, a w Tarnowie jeszcze się z nimi nie spotkałam. Jeżeli tarnowskie muzeum byłoby zainteresowane tego typu ekspozycją, a ja mogłabym pochwalić się swoją kolekcją i opowiedzieć mieszkańcom miasta o historii jej powstania, to z pewnością bym się zgodziła. Uważam, że część osób, które pojawiłyby się na tego typu wydarzeniu, z miejsca pokochałoby muszle tak, jak ja pokochałam je wiele lat temu.

Pytana o to, czy nie myślała, aby z zebranych przez siebie muszli wykonać szkatułki, czy naszyjniki, których tak wiele znajduje się chociażby w sklepach z pamiątkami, nie ukrywa złości i rozgoryczenia. – Dla mnie to swego rodzaju profanacja. Kiedy widzę na sklepowych regałach tego typu „wynalazki”, nie mogę na nie patrzeć. Muszle są piękne same w sobie i nigdy nie pozwoliłabym, aby moje zbiory przeznaczyć na ten cel. Przy okazji uprzedzę również kolejne pytanie, które zapewne będzie chciał mi pan zadać – śmieje się i mówi – Moja kolekcja nie jest na sprzedaż. Kiedyś zastanawiałam się, czy byłabym gotowa pozbyć się jej w momencie, kiedy nie miałabym już pieniędzy na jedzenie… Nawet w takim wypadku odpowiedź brzmiałaby – „nie”. To całe moje życie, a życie nie jest na sprzedaż…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *